wtorek, 16 października 2012

Fotoradary - polski patent na deficyt

Słuchając dziś pewnej popularnej stacji radiowej dowiedziałem się, jak to super jest z tymi fotoradarami. Normalnie robią więcej dobrego niż Caritas i Jurek Owsiak razem wzięci. Przede wszystkim, rozwiązują problemy jednostek samorządowych z deficytem budżetowym, przynosząc im dochód. Dają także pracę lokalnym, zagrożonym likwidacją oddziałom Poczty Polskiej, która funkcjonuje dzięki rozsyłaniu wezwań. Producenci i serwisanci fotoradarów też mają się świetnie, ale o nich nie wspomniano.

Oczywiście pieniądze z mandatów są wydawane na poprawę bezpieczeństwa na drogach. Na remonty i modernizacje nawierzchni, prostowanie zakrętów itp. I tak sobie kombinuję: Im więcej fotoradarów, tym więcej mandatów, a więc lepsze i bezpieczniejsze drogi. Ale żeby były te mandaty, kierowcy muszą przekraczać prędkość, czyli jeździć niebezpiecznie. Ergo, aby było bezpieczniej, kierowcy muszą jeździć niebezpiecznie, a wszystkiemu muszą się przyglądać fotoradary. Idealny, samowystarczalny układ zamknięty, jak to w naturze bywa.

Przypomnę, co nasz premier mówił o fotoradarach przed wyborami:



Wspomniano o tym, że zdarzają się przypadki, gdy z pieniędzy z mandatów wypłacane są nagrody samorządowcom. Ale niech mi ktoś powie, że się im nie należy. Harują przy tych fotoradarach aż furczy, to niech mają. Jest praca, jest płaca. By żyło się lepiej.

Szkoda mi tylko kierowców, którzy w tym wszystkim są traktowani jak jelenie w czasie łowów. Myśliwych coraz więcej, chętnych na mięso też. Producenci broni i rzeźnicy mają pracę. A jelenie cierpią. Ale żeby tu nie było, że bronię piratów drogowych - o nie! Sam nim nie jestem i gdybym mógł, to niektórym zabójcom za kółkiem poucinałbym ręce za to co robią. Jednak mam wrażenie, że działając w słusznej sprawie, nasza administracja nieco się zapędza.

Przypomina mi się opowieść znajomego, który odwiedzał swego czasu Ukrainę. Jechał za dwoma ciężarówkami, które toczyły się pod górkę z prędkością 20 km/h. Widoczność była dobra, więc je wyprzedził. Niestety była tam podwójna ciągła, a na górce stał radiowóz (nie widoczny zza ciężarówek). Biedak musiał się ratować łapówką. Gdy ją wręczał, zauważył, jak ciężarówki wykręcają obok radiowozu i jadą z powrotem kilkaset metrów w dół. Nie zgadniecie co było dalej... A jednak, zgadliście - na dole znów zawróciły i czekały aż na horyzoncie pojawi się kolejny chętny do wyprzedzania pod górkę.

Tylko czekam aż nasi geniusze wpadną na pomysł wprowadzenia podobnych mechanizmów, jak ci policjanci na Ukrainie. Prowokujmy do przekraczania przepisów, a wpływy z mandatów jeszcze wzrosną. Proponuję wszędzie podwójne linie ciągłe, ograniczenia do 20 km/h w terenie zabudowanym i 30 km/h poza miastem. Na autostradach (tych przejezdnych) niech będzie 50 km/h. Bezpieczeństwo wzrośnie, wpływy do budżetów też, a Poczta Polska zanotuje rekordowe zyski. Tylko jeleni trochę szkoda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz