poniedziałek, 4 lutego 2013

Co to jest ta homofobia?

Wśród środowisk lewacko-anarchistyczno-wszystkolubnych prawdziwą furorę zrobiło słowo homofobia. Oznacza ono "silną niechęć, nieufność, nienawiść, wrogość lub dyskryminację homoseksualizmu lub homoseksualistów" (tak tak, wzorem naszego prezydenta skorzystałem z Wikipedii). Tyle pięknej teorii. A praktyka? Homofobem nazywa się każdego, kto nie klaska z radością na widok parady gejów i lesbijek. Każdego, kto nie zgadza się na małżeństwa osób tej samej płci, adopcje przez nich dzieci oraz inne formy prawnego naturalizowania tej formy związków.

Według mnie, taka histeria środowisk homo jest właśnie tym, z czym rzekomo walczą. Jest przejawem agresji wobec inności. Czyli w tym przypadku, wobec konserwatywnej, normalnej większości społeczeństwa. Homosie siłą narzucają swój światopogląd innym ludziom, a każdego kto nie podziela ich punktu widzenia nazywają homofobem lub faszystą. W mojej ocenie, homofobia jest tylko ich urojeniem. Próbą nazwania i zdefiniowania wszystkiego, co nie jest zgodne z ich punktem widzenia.

Publiczne wystąpienia aktywistów lesbijsko-gejowskich, są przejawem ich heterofobii. Zamiennie można to nazwać homoagresją. Jakkolwiek tego nie nazwiemy, jest to złe. Narzucanie innym swoich przekonań siłą, perswazją i manipulacją nigdy nie przynosiło niczego dobrego. A z tym właśnie mamy do czynienia. Oni nie walczą o wolność, bo wolni przecież są. Możliwe, że w głębi duszy czują, że coś jest z nimi nie tak, a walka o swoje "prawa" ma to uczucie zabić i utwierdzić ich w przekonaniu, że nie są w żadnym aspekcie mniej wartościowi dla społeczeństwa.

Skrajne postawy, nawołujące do walki z homoseksualizmem i nawoływanie do ich przymusowego leczenia to pieśń historii. Te czasy już nie wrócą i bardzo dobrze. Niewielu ludziom przeszkadza obecnie to, z kim kto sypia. Mnie też nie obchodzi, czy ktoś chce współżyć z mężczyzną, kobietą, kozą czy kaloryferem. To nie moja sprawa. Tak długo, jak nikomu postronnemu nie dzieje się krzywda, nie zamierzam nikomu zaglądać do sypialni. I życzyłbym sobie, aby homosie ze swoją sypialnią i urojonymi problemami nie wchodzili do mojego życia. Żyjcie sobie w zdrowiu i szczęściu, a resztę społeczeństwa zostawcie w spokoju.


1 komentarz:

  1. Obnoszenie się ze swoją seksulanością publicznie nie tylko budzi we niesmak, ale jest żenujące. Nie byłoby tej cały afery, gdyby media nie nagłaśniały każdej "parady gejów" i trąbiły o w/w homofobii. To kto z kim śpi, jak śpi powinno być sprawą prywatną, a nie wywlekane na światło dzienne. Moim zdaniem, ludzie którzy krzyczą najwięcej o równości związków homoseksulanych musieli być mocno skrzywdzeni w dzieciństwie i teraz pragną akceptacji społeczeństwa wobec swojego zboczenia. Tak ZBOCZENIA, bo tego nie da się inaczej nazwać, a to, że władze niektórych krajów popierają taki hmm... właściwie takie związki można nazwać ( w języku dzisiejszej młodzieży) "ŻALEM"...

    OdpowiedzUsuń